W ostatnim okresie najbardziej emocjonującym konfliktem w Europie jest konflikt wewnętrzny Ukrainy oraz konflikt samej Ukrainy z Federacją Rosyjską.
Przypomnijmy, że jeszcze niedawno większość mediów popierała zamieszki wywołane przez przeciwników prezydenta Wiktora Janukowycza z tzw. Euromajdanu. Przypomnijmy także, że Janukowycz został legalnie wybranym prezydentem Ukrainy, a swoje rządy objął po kadencji rządów swoich przeciwników (nie można więc przyjąć założenia o sfałszowaniu tych wyborów). Zamieszki antyrządowe na Ukrainie były nielegalne i choć uczestniczyło w nich wielu obywateli, to jednak łamali oni prawo. W demokratycznym państwie prawa, jeżeli nie podoba się komuś polityka władz, czeka do następnych wyborów, by wybrać takich przedstawicieli, którzy będą prowadzić politykę zgodną z wolą większości. Warto zaznaczyć, że zwolennicy Euromajdanu stanowili mniejszość, ale za to aktywną i zorganizowaną, przez co zyskali siłową przewagę nad większością, która wolała spokój i bezpieczeństwo. Siłowy przewrót nie jest formą demokracji, zwłaszcza, gdy mniejszość obala rząd wybrany przez większość.
Zamieszki były na tyle skuteczne, że doprowadziły do kapitulacji legalnej władzy, a następnie do niekonstytucyjnych zmian organów państwowych (m.in. prezydenta). Nie chcemy w tym miejscu rozpoczynać dyskusji, która strona lepiej dbałaby o interesy Ukrainy. Trudno ocenić kto był tym „dobrym” a kto „złym”, bo często w teatrze politycznych rozgrywek każda ze stron jest stroną „złą” jeśli to zło zdefiniujemy jako dbanie o swoje partykularne interesy a nie o dobro całego społeczeństwa.
O ile „sukces” zamieszek był przyjmowany przez zachodnie media i zachodnich polityków pozytywnie, o tyle podobna sytuacja, gdy większość obywateli Krymu chce zmiany swego statusu i przyłączenia do Federacji Rosyjskiej, nagle jest uznawana za coś negatywnego. A przecież miekszańcy Krymu to też ludzie, tacy sami obywatele protestujący na Euromajdanie. Skoro poprzez łamanie prawa można było usunąć legalnie urzędującego prezydenta, to równie dobrze można dokonać secesji.
Jednak sprawa Krymu jest już zupełnie inaczej przedstawiana w mediach. Podkreśla się fakt „nielegalności” referendum oraz złe zamiary Rosji.
I znów nie wypowiemy się w kwesti intencji tego państwa, bo przecież właściwie każde państwo jest „złe” bo zwykle jego władze dążą do uzyskania pewnych dóbr kosztem innych państw. Jest oczywiste, że Rosji zależy na odzyskaniu Krymu, którego znaczna część mieszkańców odczuwa więź kulturową bardziej z Rosją niż Ukrainą. Dlatego pytanie brzmi: czym różni się samostanowienie mieszkańców Krymu od samostanowienia mniejszości euromajdanowej?
Warto zauważyć, że przewrotowcy z Euromajdanu obalając legalny rząd i doprowadzając do ucieczki legalnego prezydenta, stworzyli próżnię prawną, którą natychmiast wykorzystała Rosja, która od dawna chciała powrotu Krymu. Gdy ciągłość władzy na Ukrainie została przerwana a państwo stało się w pewnym stopniu państwem upadłym, powstała idealna sytuacja, by różne grupy interesów budowały zręby państwowości od nowa. Z tej właśnie okazji skorzystał Krym.
Gdyby media były obiektywne, uznałyby że Euromajdan doprowadził do upadku Ukrainy i straty Krymu. Podobnie jak pucz Janajewa doprowadził do rozbicia ZSRR na osobne państwa.
Na marginesie warto wskazać na tło czy też genezę problemów Ukrainy. Do zamieszek doszło, gdy Janukowycz podjął decyzję, że jednak nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Konflikt z UE zaczął się już wcześniej, gdy prawomocnym wyrokiem sądu do więzienia trafiła Julia Tymoszenko (jego przeciwniczka). Podobnie jak to było w Rosji w sprawie Chodorkowskiego, w obronę skazanej zaangażowały się zachodnie grupy interesów, szczególnie media oraz politycy. Świadomi obywatele powinni się dziwić, gdy ich przedstawiciele (wybieralni politycy, czy teoretycznie „niezależne” media) bronią ludzi skazanych prawomocnym wyrokiem w państwie, które jest uznawane i szanowane na arenie międzynarodowej jako demokratyczne państwo prawa. W samej Polsce jest wiele spraw, gdy zwykli ludzie są zamykani w więzieniach z powodu pomyłek sądowych lub źle działających organów państwowych. Tymczasem nie o takich ludzi martwią się rządzący i miedia. Oni martwią się o wpływowych polityków i biznesmenów, których przeszłość nie jest krystalicznie czysta i jasna. Czym zasłużyli sobie na specjalne traktowanie Chodorkowski czy Tymoszenko? Czy rzeczywiście są to ludzie w 100% bez winy? Wydaje się, że jedyną przyczyną takiego zaangażowania w sprawę tych – obecnie – kryminalistów, jest to, że sprzyjali oni interesom zachodu oraz (o ile zarzuty są prawdziwe) działali na szkodę swego własnego kraju.
Potwierdza się więc teza, że nie jest tak, iż UE czy SZA są krajami „świętymi” – policjantami świata – dbającymi o wyłącznie szczytne ideały dobra, równości i sprawiedliwości. Politycy UE i SZA są dokładnie tak samo „źli” jak ich koledzy w Rosji. Każdy przeinacza fakty pokazując je w krzywym zwierciadle swego subiektywizmu. Każdy z nich prowadzi na swój sposób politykę imperialną.
Jako mieszkańcy UE powinniśmy rozumieć, że nie jesteśmy lepsi czy bardziej cywilizowani, bo nasi politycy potrafią czynić „zło” pod płaszczykiem pięknych deklaracji. Być może w jakiś sposób kraje jawnie agresywne są może nawet lepsze, bo przynajmniej potrafią pokazać swoją prawdziwą twarz. Tymczasem państwa twardej demokracji zwykle rządzone są przez sprytnych manipulantów, którzy oszukują nie tylko swych wyborców, ale także inne kraje świata. Przykłady takich działań (np. atak na Irak pod zarzutem ochrony przed bronią masowego rażenia) jakoś łatwo udało nam się zapomnieć. Tymczasem, gdy inni dbają o swoje interesy, są przedstawiani w świetle skrajnie negatywnym (Iran, Korea Północna czy teraz Rosja).
Trudno znaleźć media, które przedstawiłyby rzetelną analizę wydarzeń i faktów. Ciągle bowiem lepiej sprzedaje się emocjonalnie skrzywiona rzeczywistość (bo prawda jest mniej przyjemna i mniej podniecająca). Dodatkowo wiele mediów należy do określonej frakcji politycznej, czy po prostu jakiejś grupy interesów, która z góry ma ustalone kto jest zły a kto dobry i zgodnie z takim apriorycznym założeniem komentowane są wszelkie fakty.
Gdyby na Euromajdanie protestowali zwolennicy przyłączenia Ukrainy do Rosji, nazwano by ich (c)huliganami. Gdyby Krym chciał przyłączyć się do UE, referendum byłoby romantycznym aktem samostanowienia wolnych obywateli tej krainy.
autor: Tomasz Wrotyński (niezależny korespondent OBM)